Idę urokliwą, wąską uliczką, która wije się bez końca. Po kamiennej kostce ślizgają się promienie słońca. Odwracam twarz w jego stronę, by poczuć błogie ciepło. Podziwiam tajemnicze zaułki ze stromymi schodami, maleńkie sklepiki pełne lokalnych produktów, długie ciągi kamieniczek upstrzone gdzieniegdzie kolorową kawiarenką, ukwieconym balkonem albo malowniczo zwisającym praniem, zawieszonym nad ulicą.
Gargano to Italia ze starych, pięknych pocztówek. Jak z filmów Federico Felliniego. Romantyczna, spokojna, trochę leniwa…
Czuję się szczęśliwa, lekka, wolna. Nie spieszę się, bo i mieszkańcy tego regionu nigdzie się nie spieszą. Rozmawiają, jedzą, śmieją się… Przyglądam się im, ukrywając ciekawski wzrok za ciemnymi okularami. Moją uwagę przykuwa kobieta wycierająca stoliki w jednej z kawiarni. Uśmiecha się do siebie. Ma dojrzałą twarz, prostą sukienkę, włosy związane na karku. Nie mogę oderwać od niej wzroku. Jest piękna, prawdziwa, ale i nieoczywista.
– Jak cały ten region – mówię do siebie w myślach. Bo nawet jeśli znasz Włochy, jego smaki i krajobrazy, to Gargano Cię zaskoczy. Tu czarno-białe obrazy dawnej Italii nagle zyskują żywe kolory. To miejsce nie zadeptane przez turystów, z urokliwymi miastami jak Vieste, rajskimi zatoczkami i zachęcającymi do wypoczynku plażami, nad którymi górują malownicze wapienne skały.
Są tu miejsca jak z baśni. Białe domki Trulli o stożkowych dachach w rejonie Alberobello, są jak tolkienowski Hobbiton. Wiele z nich zamieniono na wyjątkowe hotele, można więc zasnąć i obudzić się w bajce…
Ale są też miejsca mistyczne, nieludzką ręką poświęcone – jak mówi się tu o jednym z najcenniejszych zabytków we Włoszech – wpisanym na listę UNESCO Sanktuarium w Monte Sant’Angelo.
Siedzę przy maleńkim stoliku w Vieste, piję wino, czekam…
Wiem, że czasem warto pozwolić, by rzeczy po prostu się wydarzały, by przychodziło do nas to, co niespodziewane. To najpiękniejsze odkrycia.